🌃 10 Pytań Do Lektury Akademia Pana Kleksa

Akademii Pana Kleksa" nie łączmy tylko z nauką - ekranizacja książki uwypukliła elementy musicalowe lektury, zabawą i śpiewem ogarnięta jest cała Akademia Pana Kleksa. „Kaczka Dziwaczka" to jedna z piosenek, jakie wykonują uczniowie w bajkowym świecie o nazwie „Akademia Pana Kleksa". Dowolny Lapbook Starszego poświęcony jest lekturze - "Akademii Pana Kleksa", ale wcześniej cała klasa wspólnymi siłami stworzyła takie dzieło dla swojej wychowawczyni, która była akurat chora. Z pozdrowieniami, życzeniami zdrowia i pomysłami na nudę. My natomiast mamy zamiar wykorzystać ów pomysł do nauki historii. Akademia Pana Kleksa Jana Brzechwy to powieść naprawdę niezwykła. Autor stworzył bardzo oryginalny i ciekawy świat, który wypełniony jest po brzegi fantastycznymi i ciekawymi pod względem charakterologicznym postaciami. Fascynujący jest fakt, że poza wymyślonymi przez Brzechwę bohaterami, w powieści występują również postaci ze starych i dobrze wszystkim znanych bajek. Oto Lekcja odbywała się w szpitalu chorych sprzętów. Podczas tych zajęć pan Kleks uczył uczniów szacunku do posiadanych rzeczy i dbałości o nie. Profesor traktował wszystkie chore przedmioty z ogromnym szacunkiem, rozmawiał znimi jak lekarz z pacjentem, badał im nawet puls. Kleksografia to nic innego, jak nauka robienia kleksów, czyli Sprawdzian zaplanowany został jako podsumowanie omawiania lektury "Akademia pana Kleksa" w klasie IV, sprawdza znajomość tekstu oraz umiejętność czytania ze zrozumieniem. Arkusz uwzględnia zadania typowe dla sprawdzianu po klasie VI(zadania zamknięte, zadania z luką, zadania dłuższej wypowiedzi pisemnej, zadania na dobieranie) i jest formą wprowadzenia uczniów kl. IV w specyfikę AkademiaPana Kleksa odpowiedź na powyższe pytanie brzmi tak, że autorem (autorką) „Lektura dobrze opracowana. Akademia Pana Kleksa" jest Jan Brzechwa. Autor lub autorka książki ma prawo do ochrony swojego dzieła i może decydować o sposobie jego wykorzystania, takim jak publikacja, sprzedaż czy tłumaczenie na inne języki. AkademiaPana Kleksa. które pozostawia trochę pytań Od razu zabrałem się za "Podróże Pana Kleksa"! 2020. 11 likes. Like. Comment. psy jedzące czekoladę i wylewanie wrzątku na głowę pana Kleksa wywołałyby burzę na twitterku. 1 like. Like. Comment. dorka. 2 reviews. November 8, 2023. sklepy cynamonowe dla dzieci. 1 like. Like. AkademiaPana Kleksa - książka dla dzieci napisana w roku 1946 przez Jana Brzechwę. Jest to historia dwunastoletniego, niesfornego rudego Adasia Niezgódki, który zostaje umieszczony w tytułowej akademii wraz z dwudziestoma trzema innymi chłopcami - wszyscy o imionach zaczynających się na literę A. Opiekuje się nimi pan Kleks z pomocą Mateusza - uczonego szpaka, który wymawia Test z lektury "Akademia pana Kleksa" Test. autor: Agatonc. W każdym wieku Podstawówka Zerówka Klasa 1 Klasa 2 Klasa 3 Klasa 4 Klasa 5 Klasa 6 Klasa 7 Klasa 8 Gimnazjum Dorośli Liceum Technikum Lektura Dodatkowa Lektury szkolne Ortografia Pisownia Polski Akademia pana Kleksa Jan Brzechwa. jagoda.depkaspkrasnik@o2.pl. 26.10.2020. 1.Temat: Tworzymy Lapbooki z lektury „Akademia Pana Kleksa”. Lapbook, to taki laptop, tylko w wersji papierowej. Tworzony samodzielnie. Chcąc go wykonać potrzebne będą co najmniej dwie kartki sztywnego papieru (np. z bloku technicznego) sklejone ze sobą za pomocą taśmy lub teczka na dokumenty Wykonam rozbudowaną metryczkę i oddam ją w wyznaczonym terminie. METRYCZKA. 1.Wykonam metryczkę: - zachowam podaną przez panią formę i wielkość pracy; - napiszę autora i tytuł książki (starannie i bez błędów); - narysuję rysunki związane z treścią książki według podanego szablonu; - zadbam o to, żeby rysunki były Akademia pana Kleksa. /. Akademia pana Kleksa treść. 3. OSOBLIWOŚCI PANA KLEKSA. Opowiadanie Mateusza wzruszyło mnie ogromnie. Postanowiłem uczynić wszystko, co będzie w mojej mocy, aby odnaleźć zgubiony guzik i przywrócić Mateuszowi jego prawdziwą postać. Od tej chwili starannie począłem zbierać wszelkie guziki, jakie udawało Zz7kC. 1. Zanim Adaś Niezgódka trafił do Akademii pana Kleksa byłniezdarny, niepoukładany i marudny2. W jakim wieku Adaś Niezgódka trafił do Akademii?12 lat3. Przy jakiej ulicy mieściła się Akademia pana Kleksa?Czekoladowej4. Ile pięter znajdowało się w budynku Akademii?trzy5. W jaki sposób pan Kleks dostawał się do pomieszczenia ze swoimi sekretami?przez komin6. Na którym pietrze Akademii mieszkał pan Kleks?drugim7. Kto mógł uczyć się w Akademii?chłopcy o imieniu zaczynającym się na A9. Kto dostarczał piegi panu Kleksowi?golarz Filip10. Po co pan Kleks wysłał Adasia do bajki pana Andersena?po zapałki11. Ile sióstr miał Mateusz?cztery12. Kogo Mateusz zastrzelił ze swojej broni?króla wilków13. Jaki prezent otrzymał Mateusz od doktora Paj-Chi-Wo?magiczną czapkę14. Jaką zdolność miała czapka podarowana przez doktora Paj-Chi-Wo?jej właściciel mógł zamienić się w dowolną istotę o jakiej pomyśli15. Co się stało z rodzicami Mateusza?zostali zamordowani przez wilki Powiązane z testem z Akademii pana Kleksa Autorem powieści jest Jan Brzechwa. Po raz pierwszy została wydana w 1946 r. Rozdział 1. Akademia pana Kleksa i inne bajczyska Bohaterem powieści jest Adaś Niezgódka. Miał on 12 lat i już od pół roku uczęszczał do Akademii pana Kleksa. W domu nic mu się nie udawało. Ciągle coś upuszczał, spóźniał się do szkoły. Nigdy nie zdążył odrobić lekcji. Pewnego dnia czara goryczy się przelała. Adaś rozlał atrament i poplamił spodnie, obrus i nowy kostium mamy. Rodzice postanowili wtedy oddać syna na naukę i wychowanie do Akademii pana Kleksa. Znajdowała się ona w trzypiętrowym budynku na końcu ulicy Czekoladowej. Na parterze znajdowały się sale lekcyjne. Na pierwszym piętrze sypialnie i jadalnia. Na drugim piętrze znajdował się pokój pana Kleksa. Wszystkie pozostałe pokoje na tej kondygnacji były zamknięte na klucz. Na trzecim piętrze znajdowały się wszystkie sekrety pana Kleksa i nikt nie miał tam wstępu. Zresztą i tak nie dało się tam wejść, gdyż klatka schodowa kończyła się na drugim piętrze. Sam pan Kleks wchodził tam przez komin. Do akademii przyjmowani byli tylko chłopcy, których imiona zaczynały się na literę A, gdyż pan Kleks nie zamierzał zaśmiecać sobie głowy innymi literami alfabetu. Sam Kleks miał na imię Ambroży. Oprócz niego i 24 chłopców tylko jedna postać miała imię nie zaczynające się na literę A. Był nią szpak Mateusz. Ale że był ptakiem to zasada z pierwszą literą imienia go nie obowiązywała. Mateusz potrafił biegle mówić ludzkim językiem, lecz miał tę właściwość, że wymawiał jedynie końcówki słów. Mimo to uczniowie doskonale go rozumieli. Zresztą nie mieli wyjścia i musieli się przyzwyczaić, gdyż Mateusz często zastępował Ambrożego Kleksa na lekcjach, gdy ten szedł łapać motyle na drugie śniadanie. Akademia była otoczona murem i znajdowała się w ogromnym parku pełnym jarów i wąwozów. Mur wypełniony był mnóstwem żelaznych furtek, z których każda prowadziła do sąsiedniej bajki. Były tam wszystkie bajki Andersena, braci Grimm i wiele innych. Oczywiście uczniowie nie mogli bez pozwolenia udać się do innej bajki. Najpierw musieli uzyskać pozwolenie Kleksa, który w srebrnej szkatule trzymał klucze do wszystkich furtek. Gdy tylko było coś do załatwienia, pan Kleks wysyłał jakiegoś ucznia do innej bajki. Bardzo często wybór padał na Adasia, który z racji rudych włosów rzucał się w oczy i łatwiej mu było cokolwiek załatwić. Pewnego dnia Ambrożemu zabrakło zapałek i Adaś udał się z misją ich pozyskania do bajki o dziewczynce z zapałkami. Niezgódka szybko odnalazł odpowiednią furtkę i przeszedł na drugą stronę gdzie panowała zima. Tam przywitał go autor bajki, Hans Christian Andersen, który gdy tylko poznał cel podróży Adasia, klasnął w dłonie i po chwili przyszła dziewczynka z zapałkami. Andersen wziął od niej jedno pudełko i rzekł: “– Masz, zanieś to panu Kleksowi. I przestań płakać. Nie lituj się nad tą dziewczynką. Jest ona biedna i zziębnięta, ale tylko na niby. Przecież to bajka. Wszystko tu jest zmyślone i nieprawdziwe.” Pewnego dnia do pana Kleksa przyszedł tajemniczy jegomość. Po krótkiej rozmowie, Ambroży poprosił do siebie Adasia i Andrzeja i oznajmił, że muszą udać się do bajki o śpiącej królewnie i siedmiu braciach, z której to przybył jegomość. Otóż dwóch braci poszło do lasu i zaginęło, przez co bajka nie mogła się zakończyć. Adaś nie wchodził w szczegóły jak potoczyły się dalsze losy w bajce, gdyż każdy z pewnością zna jej treść. Dodał tylko że po przebudzeniu królewna zaprosiła ich na podwieczorek, na którym do woli mogli obżerać się słodyczami. Nie mogły ich od tego rozboleć brzuchy, gdyż tak dzieje się tylko w prawdziwym życiu a nie w bajkach. Na pożegnanie królewna kazała im pozdrowić pana Kleksa i przekazać, że koniecznie chce odwiedzić jego bajki. Tym samym chłopcy dowiedzieli się, że pan Kleks również jest autorem wielu bajek. Odtąd Adaś postanowił zaprzyjaźnić się z Mateuszem, żeby dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat. Pan Kleks był ekscentrycznym człowiekiem. W złotej tabakierce trzymał on zestaw piegów, które codziennie rano nakładał, lecz przez roztargnienie umieszczał je w innych miejscach, przez co wydawało się, że jego piegi są ruchome. Co ciekawe piegi były również smakołykiem dla Mateusza toteż, uczniowie często mu się podlizywali poprzez dostarczenie piegów zgubionych przez pana Kleksa. “Zdaniem pana Kleksa nie może być nic piękniejszego niż duże, czerwone lub żółte piegi. – Piegi znakomicie działają na rozum i chronią od kataru – zwykł mawiać do nas pan Kleks. latego też, jeżeli któryś z uczniów wyróżni się podczas lekcji, pan Kleks uroczyście wyjmuje z tabakierki świeżą, nie używaną jeszcze piegę i przytwierdza ją do nosa takiego szczęściarza mówiąc: – Noś ją godnie, mój chłopcze, i nigdy jej nie zdejmuj, jest to bowiem najwyższa odznaka, jaką możesz sobie zdobyć w mojej Akademii.” Pewnego razu pan Kleks zasnął w parku, gdzie strasznie pogryzły go komary. Pan Ambroży tak intensywnie drapał się po nosie, że zdrapał wszystkie piegi. Adaś pozbierał je i wręczył Mateuszowi, dzięki czemu zyskał jego przyjaźń. Mateusz postanowił opowiedzieć mu niezwykłą historię swojego życia. Rozdział 2 Niezwykła opowieść Mateusza Szpak Mateusz wyjaśnił, że nie jest on ptakiem, lecz człowiekiem zamienionym w zwierzę. Jego ojciec był potężnym władcą panującym nad milionami ludzi. Jako król był bardzo bogaty i miał mnóstwo skarbów. Mateusz jako jego jedyny syn, był księciem i następcą tronu. Miał on jeszcze cztery siostry, z których każda wyszła za władcę innego kraju: jedna była królową hiszpańską, druga włoską, trzecia portugalską a czwarta holenderską. W wieku 7 lat Mateusz rozpoczął naukę pod okiem dwunastu wybitnych naukowców. Niestety jego zainteresowanie jazdą konną i strzelbami było tak wielkie, że młody książę nie mógł się skupić na nauce. Dlatego ojciec zabronił mu jazdy konnej. Dodał, że będzie mógł jeździć ponownie dopiero w wieku 14 lat. Mateusz nie mógł tego pojąć, gdyż mimo młodego wieku, był jednym z najlepszych jeźdźców. Pewnej nocy, gdy Mateusz miał 8 lat, zbudziło go rżenie jego rumaka. Okazało się, że jego ukochany koń, Ali-Baba, stał osiodłany pod oknem. Mateusz wstał z łóżka, ubrał się po ciemku, zabrał strzelbę i wyskoczył przez okno wpadając wprost do siodła. Koń ruszył przed siebie. Gdy wjechał do lasu koń się zatrzymał, gdyż na drodze stanął im olbrzymi wilk, któremu z ust kapała piana. Zwierzę ruszyło na Mateusza, lecz ten wyjął strzelbę i obronił się przed niechybną zgubą. Gdy chłopiec zsiadł z konia, aby przyjrzeć się wilkowi z bliska, ten ostatkiem sił wbił mu kieł w udo. Mateusz cierpiał z bólu, lecz zdołał wsiąść na konia i powrócić do pałacu. Ponownie niezauważony wślizgnął się do swojego pokoju. Gdy się obudził, ujrzał nad sobą 6 lekarzy i 12 uczonych. Mateusz w obawie przed ojcem, nie przyznał się co do nocnej eskapady a lekarze zachodzili w głowę co mogło być przyczyną krwotoku z nogi, którego w żaden sposób nie mogli zatamować. Sprowadzono najznamienitszych chirurgów w stolicy, lecz ich działania nie pomogły. Król poruszył niebo i ziemię aby pomóc synowi. Do pałacu zjechali lekarze z całego świata. Niestety na próżno, rana nie goiła się. Gdy wszelka nadzieja zgasła, na dworze pojawił się przybysz z Chin. Był nim Pai-Chi-Wo, lekarz ostatniego chińskiego cesarza. Przyłożył usta do rany i zaczął wsączać swój oddech do środka. Po chwili rana całkowicie zniknęła. Rodzice Mateusza płakali z radości. Następnie Pai-Chi-Wo poprosił wszystkich o opuszczenie pokoju. Gdy został sam na sam z księciem rzekł iż zna on wiele tajemnic i wie, że Mateusz zabił króla wilków przez co nigdy nie będzie mógł się czuć bezpiecznie, gdyż wilki będą szukać zemsty. Dlatego podarował mu cudowną czapkę bogdychanów, którą nosił ostatni cesarz Chin. “Gdy życiu twemu będzie zagrażało niebezpieczeństwo, włożysz cudowną czapkę bogdychanów, a wówczas będziesz mógł się przemienić w jaką zechcesz istotę. Gdy niebezpieczeństwo minie, pociągniesz tylko za guzik i znowu odzyskasz swoje książęce kształty.” Mijały lata i wszystko wróciło do normalności z tą różnicą, że Mateusz stracił pociąg do jazdy konnej i polowań. “Tymczasem w królestwie zaczęły się dziać rzeczy niepojęte. Ze wszystkich stron kraju donoszono, że olbrzymie stada wilków napadają na wsie i miasteczka ogołacają je z żywności i porywają ludzi.” Problem narastał w zastraszającym tempie. Nawet zaangażowano wojsko, lecz i to nie pomogło. W kraju nastał głód i szerzył się chaos. W końcu tysiące wilków osaczyło stolicę. Mateusz miał wówczas 14 lat. Wziął strzelbę i stanął w drzwiach sali tronowej aby bronić swych rodziców. Wilki wkroczyły do pałacu a zaatakowany Mateusz stracił przytomność. Gdy się ocknął jego rodzice już nie żyli a on leżał pod stertą krzeseł i innych rupieci. Po pałacu biegały wilki. Jak sam mówił: “Wzywałem pomocy, ale z ust moich wydobywały się tylko końcówki wyrazów. Pozostało mi to już zresztą na zawsze. “ Mateusz miał już tylko jedną możliwość ucieczki. Mógł użyć magicznej czapki, zamienić się w ptaka i odlecieć. Zauważył jednak że na czapce nie było guzika. Oznaczało to, że nie będzie miał możliwości powrotu do ludzkiej postaci. Gdy nad chłopcem pojawiła się ogromna paszcza wilka, ten nie miał czasu do namysł i założył czapkę i krzyknął “Chcę być ptakiem”. Zamienił się w szpaka i odleciał. Długo opłakiwał los swoich rodziców i ojczyzny. Następnie zaczął poszukiwania guzika. W tym celu odwiedzał dwory swoich sióstr lecz żadna z nich nie rozumiała jego mowy i traktowała go jak zwykłego szpaka. Jedna nawet zamknęła go w klatce i wręczyła komuś w prezencie. Następnie Mateusz był przekazywany z rąk do rąk aż w końcu trafił do jakiegoś handlarza, który wystawił go na targu. Tam zainteresował się nim pewien cudzoziemski uczony o imieniu Ambroży Kleks. Rozdział 3. Osobliwości pana Kleksa Po usłyszeniu niezwykłej opowieści Mateusza, Adaś Niezgódka postanowił zrobić wszystko aby odszukać zaginiony guzik. Odtąd zbierał wszystkie guziki jakie tylko napotkał a nawet odcinał je od palt i żakietów napotkanych osób przez co miał mnóstwo przykrości. Adaś nie mógł tylko pojąć dlaczego pan Kleks nic nie robi aby pomóc Mateuszowi. Okazało się jednak, że Ambroży najzwyczajniej nie wierzył w historyjkę Mateusza i twierdził, że człowiek nie może się zamienić w ptaka. Mateusz opowiedział Adasiowi, że w ich pokoju na parapecie stoją dwa malutkie łóżeczka nie większe niż pudełka od cygar. W jednym z nich śpi Mateusz a w drugim pan Kleks. Otóż codziennie o północy pan Kleks zaczyna się zmniejszać, traci włosy, wąsy i brodę i kładzie się w malutkim łóżeczku. Rankiem wkłada sobie do ucha pompkę powiększającą i uzyskuje normalną postać. W nocy całkowicie traci on pamięć. Nie pamięta kompletnie niczego, ani kim jest, ani nie rozpoznaje akademii. Dlatego codziennie rano musiał wypijać zielony płyn, który przywracał mu pamięć. Magiczna pompka była również używana do powiększania pieczeni na obiad. Dzięki temu wystarczyło przygotować niewielkie danie, które potem można było powiększyć tak żeby starczyło dla całej akademii. Po śniadaniu pan Kleks nakładał na twarz piegi i ubierał się w swój ekstrawagancki strój składający się z szerokich spodni, długiego surduta i cytrynowej kamizelki. Najciekawsze jest to, że w całym swym ubraniu miał niezliczoną ilość kieszeni, co najmniej kilkadziesiąt. Z tyłu surduta znajdowała się kieszeń dla Mateusza. Gdy przed pójściem spać Ambroży opróżniał kieszenie okazywało się, że przedmiotów jest tak dużo, że nie mieściły się w sąsiednim pokoju. Kolejną osobliwością pana Kleksa było to, że potrafił widzieć nawet z bardzo daleka. Robił to w ten sposób, że brał balonik, do którego przytwierdzony był koszyczek. Wyciągał oko i umieszczał je w koszyczku. Następnie puszczał balonik i widział wszystko z wysoka. Można powiedzieć że był to taki jego dron. Sam mawiał, że wysyła oko na oględziny. Kiedyś nawet wysłał swe oko na księżyc aby zobaczyć kto tam mieszka i napisać bajkę o księżycowych ludziach. Podróż oka na księżyc trwała długo i w tym czasie pan Kleks nosił na oku plaster. Ale to nie koniec osobliwości pana Kleksa. Codziennie rano zjeżdżał on po poręczy do sal lekcyjnych. Potrafił też wyjechać po niej pod górę, gdyż nadymał policzki i stawał się lekki jak piórko. Umiejętność unoszenia się w powietrzu przydawała mu się również do łapania motyli, które jadał na drugie śniadanie. Był to specjalny gatunek motyli, które miały w sobie pestki, takie jak wiśnie i czereśnie. Wszyscy uczniowie również próbowali wznieść się w powietrze tą samą metodą co ich nauczyciel. Niestety mimo wielu prób nikomu się to nie udawało. Zmieniło się to, gdy pewnego dnia Adaś nadął policzki, nabrał powietrza i po chwili poczuł, że unosi się w górę, co zapoczątkowało jego niezapomnianą przygodę. Rozdział 4. Nauka w akademii Każdy dzień nauki rozpoczynał się punktualnie o 5 rano, gdy Mateusz otwierał kurek z wodą i z 24 otworów umieszczonych nad łóżkami uczniów powoli sączyła się woda. Obok sypialni znajdowała się umywalnia. Każdy uczeń miał swój własny prysznic. Chłopcy myli się nader chętnie, gdyż z kranu lała się woda sodowa z sokiem. Smak soku zmieniał się w zależności od dnia tygodnia. Strój uczniów składał się z granatowych koszul, białych spodni i białych trzewików. Gdy któryś z uczniów coś przeskrobał lub nie umiał lekcji, za karę nosił żółty krawat w zielone grochy. O 5:30 wszyscy jedli śniadanie. O 6 Mateusz dzwonił małym dzwoneczkiem i uczniowie udawali się na apel. Po apelu pan Kleks wchodził do narożnej szafy i przez małe okienko w drzwiach odbierał od uczniów senne lusterka. Były to lusterka, które stały przez noc przy ich łóżkach i łapały ich sny. Sny głupie i niedokończone, pan Kleks wyrzucał do kosza. Jeśli jakiś sen był mądry i interesujący, pan Kleks zbierał go z powierzchni lusterka przy pomocy waty nasączonej sennym kwasem po czym jej zawartość wyciskał do naczynia i z uzyskanego roztworu przygotowywał pastylki. Chłopcy zażywali je na noc, dzięki czemu mieli coraz lepsze sny. Najpiękniejsze z nich zapisywane były w senniku Akademii. Jak pisał Adaś: “Mój sen o siedmiu szklankach tak się spodobał panu Kleksowi, że zapisał go w senniku od początku do końca i odznaczył mnie dwiema piegami. Ponadto zapowiedział całej klasie, że w niedzielę po południu sen ten odczytany zostanie na głos.” Lekcje zaczynały się o 7 rano. Żadna z nich nie przypominała tej ze zwykłej szkoły. Pan Kleks mawiał, że zamiast tego pootwiera im głowy i naleje do nich oleju. W dalszej części powieści Adaś opowiedział o swoim poprzednim dniu w Akademii tak aby dać obraz jakiego rodzaju lekcje otrzymują. Najpierw mieli kleksografię czyli naukę robienia kleksów atramentem. Następnie zajmowali się przędzeniem liter – rozplątywali literki w książkach i nawijali je na szpulki. Każda literka bowiem składałą się z małych niteczek, które można było rozplątać. Pan Kleks przepuszczał nitki przez palce przez co bardzo szybko czytał książki nie męcząc wzroku. Obiecał, że również nauczy chłopców czytać palcami. Po tej lekcji wszyscy udali się na drugie piętro i weszli do jednego z zamkniętych pokoi, w którym znajdował się szpital chorych sprzętów. Tam pan Kleks uczył chłopców jak naprawiać zepsute urządzenia. Tak upłynął im czas do południa. Następnie młodzi udali się na świeże powietrze a ich nauczyciel na drugie śniadanie czyli na połów motyli. Mateusz prowadził lekcję geografii. Lecz nie była to zwykła lekcja. Chłopcy bowiem grali piłką zrobioną z ogromnego globusa. Gra polegała na tym, że w momencie kopnięcia trzeba było wymienić miasto, górę lub rzekę w którą się właśnie kopnęło. Pod koniec gry jeden z Aleksandrów wykopał piłkę za mur przez co poleciała do jakiejś z sąsiednich bajek. Po chwili pojawiła się u nich Królewna Śnieżka wraz z 12 krasnoludkami niosącymi ogromną piłkę. Chłopcy bardzo jej podziękowali. Królewna poprosiła aby nauczyli krasnoludków geografii na co ci z chęcią przystali. Po chwili jednak Królewna i jej kompani zaczęli się topić. Zapomnieli bowiem, że w bajce u pana Kleksa panuje lato. Chwilę później po przybyszach został tylko strumyk wody, który popłynął w stronę furtki z powrotem do swojej bajki. Zaraz potem rozległ się dzwonek Mateusza wzywający na obiad. Rozdział 5. Kuchnia pana Kleksa W Akademii pana Kleksa nie było żadnych pracowników, czy też służby. Wszystkie potrzebne czynności gospodarskie wykonywane były przez uczniów. Jedni byli odpowiedzialni za zamykanie i otwieranie bramy, inni za dbanie o ogród, inni za utrzymanie czystości w klasach, jeszcze inni za pranie ubrań. Tylko w kuchni niepodzielnie rządził pan Kleks. Uczniowie nie mieli tam wstępu więc nie wiedzieli jak dokładnie pracuje ich nauczyciel. Dopiero przed tygodniem Adaś został wyznaczony na pomocnika z czego był niezmiernie dumny. Kuchnia w żaden sposób nie przypominała normalnej kuchni. Pełno w niej było puszek wypełnionych kolorowymi szkiełkami. Po przeciwległej stronie stały naczynia z jadalnymi farbami oraz ogromny zbiór najdziwaczniejszych pędzli i pędzelków. Przygotowanie zupy pomidorowej zajęło panu Kleksowi nie więcej niż 5 minut. Wystarczyło, że zmieszał ze sobą trzy kwarty pomarańczowych szkiełek, garstkę białego proszku, wody i kilka płomyków świec. Adaś przyznał, że była to najpyszniejsza pomidorowa jaką jadł w życiu. W podobnie niewyjaśniony sposób przygotował drugie danie, którą była pieczeń, z tą różnicą, że upiekł niewielką porcję. Następnie przyłożył pompkę powiększającą i wypełnił nią całą brytfankę. Po obiedzie wszyscy chłopcy zabrali się za porządki a pan Kleks rzekł do Adasia, że w końcu nadszedł czas aby i oni coś zjedli. Na prośbę młodzieńca, Ambroży przygotował mu omlet ze szpinakiem, kurczaka z mizerią i pierogi z jagodami. Sam zaś zjadł tylko pięć tabletek na porost włosów co mu w zupełności wystarczało. Następnie pan Kleks opowiedział skąd wie jak przygotowywać potrawy z jadalnych farb. Nauczył go tego doktor Paj-Chi-Wo, gdy ten przebywał w Pekinie. Dodał też: “Doktor Paj–Chi–Wo odkrył mi również inne swoje tajemnice oraz nauczył mnie wszystkiego, co dzisiaj umiem.” Następnie poszli do parku gdzie zawsze spędzali poobiednie godziny. Tym razem bawili się w poszukiwaczy skarbów. “Niektóre części parku przypominały dżunglę, gdzie ludzka noga nie postała od wielu lat i skąd po nocach dolatywały tajemnicze odgłosy i szumy.“ Adaś skumał się z Arturem i razem postanowili wyruszyć na poszukiwanie skarbów. Wzięli liny, latarki i nóż myśliwski, po czym ruszyli w drogę. W końcu dotarli do ogromnego dębu, na którym zauważyli bardzo dużą dziuplę. Postanowili do niej wejść. Musieli użyć liny ale po chwili byli już w dziupli. Tam wyciągnęli latarki i zobaczyli kręcone spiralne schody biegnące w dół. Obaj ruszyli zaciekawieni dokąd prowadzą. W końcu dotarli do sali na środku której stały 3 skrzynie z pięknymi okuciami. W jednej z nich znajdowała się żabka z koroną na głowie, która rzekła: “Wiem, że jesteście z Akademii pana Kleksa i zupełnie bez potrzeby zabłąkaliście się do sąsiedniej bajki, do bajki o Królewnie Żabce. Jeśli mnie dotkniecie, natychmiast przemienicie się w żaby i zostaniecie już tutaj na zawsze.“ Żabka powiedziała, że jeśli zostawią ją w spokoju to będą mogli zabrać zawartość pozostałych skrzyń. W drugiej znajdował się złoty gwizdek, który zabrał Artur. W trzeciej złoty kluczyk, który przypadł Adasiowi. Niezgódka zaśmiał się z takich skarbów, zabrał Arturowi gwizdek i zadmuchał. Po chwili chłopcy unieśli się i przenieśli pod drzewo w miejsce, gdzie zaczynali swą wspinaczkę. Tym razem jednak dziupli już nie było widać. Następnie chłopcy powrócili na miejsce zbiórki, gdzie uczniowie pokazywali znalezione skarby: “złote monety, sznur pereł, skrzypce ze złotymi strunami, kubek z ametystu, tabakierki, pierścienie z drogimi kamieniami, srebrne talerze, posążki z bursztynu i kości słoniowej i mnóstwo rozmaitych innych cennych przedmiotów.” Adaś i Artur pokazali co przynieśli. Kleks oznajmił, że ów kluczyk otwiera wszystkie zamki. “Gwizdek natomiast posiada taką właściwość, że wystarczy na nim zagwizdać, aby znaleźć się tam, gdzie się być pragnie.” W nagrodę za tak znakomite skarby, Artur i Adaś dostali po jednym dużym piegu. Ponadto uczniowie mogli zatrzymać znalezione przez siebie skarby. Rozdział 6. Moja wielka przygoda W tym rozdziale Adaś opowiada o tym jak udało mu się wznieść w powietrze. Na prośbę pana Kleksa opowiedział są przygodę wszystkim kolegom. Niegdyś, po wielu próbach Adasiowi udało się wznieść w powietrze. Niestety lecąc całkowicie stracił panowanie nad kierunkiem lotu. Żadne machanie rąk czy wstrzymywanie oddechu nie pomogły. Wylądować również nie potrafił. Dryfował więc w sposób niekontrolowany. Gdy przeleciał nad murem Akademii ze zdziwieniem zauważył, że nie było widać żadnej z sąsiednich bajek. Wszystko wyglądało normalnie. W końcu nadleciał nad jakieś miasto. Z góry widział malutkich ludzi i jeżdżące tramwaje. W końcu nastała noc a przerażony Adaś zasnął ze zmęczenia. Obudziło go uderzenie o mur zbudowany z niebieskiego, matowego szkła. Co ciekawe, Adaś czuł, że stoi na ziemi. Była ona jednak całkowicie przezroczysta i błękitna jak niebo. Idąc wzdłuż muru trafił do bramy. Zapukał a po chwili w okienku pojawiła się głowa buldoga. Pies tylko warknął i zniknął. Minął jakiś czas i pojawiła się głowa pudla. Adaś gwizdnął tak jak niegdyś gwizdał na swojego psa Reksa. Jego zdumienie nie miało granic, gdy usłyszał szczekanie Reksa, którego po chwili zobaczył w okienku. Brama otworzyła się a Adaś wszedł do pieskiego raju. Aby nie wyróżniać się za badzo, Adaś zaczął chodzić na czworakach. W pieskim niebie uzyskał dodatkową umiejętność rozumienia pieskiej mowy. Potrafił też sam porozumiewać się w ich języku. Reks powiedział: “Wszystkie psy po śmierci dostają się tutaj, gdzie nie doznają żadnych trosk ani przykrości. Wasz ludzki raj mieści się o wiele, wiele wyżej. Nasz znajduje się na połowie drogi i bardzo wiele ludzi, udając się do ludzkiego raju, zawadza o nas. Psy bardzo kochają ludzi, wiesz o tym. Dlatego też przyjmujemy ich tutaj bardzo chętnie i gościnnie, a po pewnym czasie wyprawiamy w dalszą drogę.“ Od bramy pieskiego raju biegła ulica Białego Kła. Prowadziła ona do placu doktora Dolittle, na środku którego stał pomnik słynnego weterynarza. Zrobiony był on z czekolady, która była tak pyszna, że psy codziennie go zjadały. Nawet Adaś nie mógł sobie odmówić i odgryzł połowę trzewika doktora Dolittle. Na szczęście codziennie odbudowywano pomnik. Wszak był to raj i czekolady im nie brakowało. W psim raju nie było wschodów i zachodów słońca ale tak się składało, że zjedzenie i odbudowanie pomnika na nowo zajmowało dokładnie dobę. Dlatego mierzyli oni czas przy pomocy pomników. Siedem pomników oznaczało tydzień itd. W trakcie oprowadzania po niebie Reks i Adaś dotarli na ulicę Dręczycieli, gdzie po obu stronach na kamiennych postumentach stali chłopcy w różnym wieku, którzy w różny sposób znęcali się nad psami. Każdy z nich na głos wyznawał w jaki sposób krzywdził zwierzęta. Dręczyciele trafiali tam w trakcie snu, rano będąc przekonanymi, że tylko im się to przyśniło. Efekt był jednak taki, że odtąd nie dręczyli żadnego psa. Następnie dotarli na plac Robaczków Świętojańskich, gdzie oddali się zabawie na licznych karuzelach i huśtawkach. Reks oprowadził Adasia po całym raju pokazując mnóstwo atrakcji. Niezgódka spędził tam wiele dni i już zaczynał tęsknić za Akademią. Któregoś dnia gdy wygrzewał się na trawie przed domem Reksa, usłyszał głos Mateusza. Istotnie szpak siedział na drzewie trzymając w dziobie maleńką kopertę. Był w niej list od pana Kleksa z instrukcją jak oddychać aby sfrunąć na ziemię. Adaś podziękował serdecznie za gościnę i udał się do bramy. Odprowadził go buldog Tom. Chłopiec poprosił o jeden guziczek z jego kubraczka. A nóż okazałoby się, że to guzik z czapki doktora Paj-Chi-Wo. Następnie wraz z Mateuszem poleciał na ziemię. Okazało się, że nie było go przez 12 dni. Wszyscy serdecznie go przywitali, gdyż bardzo tęsknili. Ponadto Adaś obiecał panu Kleksowi, że już nigdy nie będzie latał. Rozdział 7. Fabryka dziur i dziurek Pewnego dnia o godzinie 4 wszyscy ustawili się pod bramą gdzie pan Kleks ogłosił, że zabierze ich na niezapomnianą wycieczkę do fabryki, w której pracuje 12 tys osób. Jej kierownikiem był przyjaciel Ambrożego, inż. Kopeć. Chłopcy wsiedli do tramwaju i wyjechali poza miasto, gdzie stało mnóstwo malowniczych domków, w których mieszkali pracownicy fabryki. Gdy wysiedli, stanęli na ruchomych chodnikach, które przewiozły ich do fabryki. Po drodze przywitał ich inż. Bogumił Kopeć, który ostrzegł, że w fabryce dziur i dziurek nie można niczego dotykać. Dotarli do pierwszego z dwunastu budynków. Był on cały ze szkła a w środku pracowało mnóstwo głośnych maszyn. Produkowano tu dziurki od kluczy, dziurki w nosie i uszach. Gotowe produkty lądowały w specjalnych wagonikach. Pan Kleks wygrzebał sobie parę nowych dziurek do nosa i zastąpił nimi swoje stare dziurki. “Wyglądały ślicznie, połyskiwały polerowanymi brzegami i widzieliśmy, z jaką przyjemnością pan Kleks raz po raz wyciera nos.“ “Pamiętając o zakazie inżyniera Kopcia musieliśmy nieustannie pilnować Alfreda, gdyż miał ogromną skłonność do dłubania w nosie i co chwila odruchowo wyciągał palec, aby podłubać nim w dziurkach obrabianych przez tokarzy.” W kolejnych halach fabrycznych wyrabiano dziury większych gabarytów: dziury na łokciach, dziury w moście, a nawet dziury w niebie. W ostatniej hali była pakownia, gdzie dziurki trafiały do pięcio i dziesięciokilowych skrzynek. Inżynier Kopeć podarował im dwie skrzynki dziurek do obwarzanków. Po powrocie do Akademii, pan Kleks przygotował ciasto i zrobił z nich mnóstwo obwarzanków. W budynku szkoły czekała ich przykra niespodzianka, gdyż wszędzie latało pełno much. Jak pisał Adaś w swym pamiętniku: “Światło lamp nie mogło przedrzeć się przez tę czarną, wirującą w powietrzu chmurę. Chodziliśmy po omacku, depcząc i zabijając całe chmary obsiadających nas zewsząd much, ale wcale ich przez to nie ubywało.” Pan Kleks zmęczony bezskuteczną walką z muchami, wyleciał przez okno i po chwili powrócił z pająkiem krzyżakiem. Przy pomocy pompki powiększył go do ogromnych rozmiarów. Pająk rzucił się łapczywie na muchy. Zjadł ich tysiące lecz w końcu i on opadł z sił a działanie magicznej pompki ustało i pająk zaczął się zmniejszać. W końcu wybuchł, gdyż rozsadziły go od wewnątrz zjedzone wcześniej muchy. Pan Kleks wpadł na inny pomysł. Przyniósł miednicę z wodą i dodał do niej gumę arabską i mydło. Następnie zaczał z tego robić bańki, które nazwali muchołapkami. Otóż muchy przyklejały się do baniek i opadały na podłogę. Już po godzinie w całej akademii nie było żadnej muchy. Wszystkie one zostały wymiecione przed budynek. Okazało się, że w pokoju pana Kleksa spał jego fryzjer, pan Filip, który był tak oblepiony muchami, że nikt go wcześniej nie zauważył. Filip i pan Kleks odbyli prywatną rozmowę. Chłopcy widzieli tylko jak wzburzony gość opuścił gabinet Ambrożego mówiąc: “– Od dzisiaj proszę sobie znaleźć innego fryzjera. Nie będę więcej strzygł ani pana, ani pańskich uczniów. Dosyć mam już wyczekiwania i obietnic. Przyprowadzę go w tym tygodniu. I to nieodwołalnie. Dla niego miała być ta Akademia, a nie dla tej całej pańskiej hałastry! Żegnam pana, panie Kleks.” Po wszystkim pan Kleks poprosił chłopców aby wstawili do sypialni dwa nowe łóżka, gdyż w każdej chwili mogli się spodziewać nowych uczniów. Rozdział 8. Sen o siedmiu szklankach Była niedziela 1 września, więc uczniowie mieli dzień wolny i mogli robić co chcieli. Od wizyty Filipa, który był nie tylko fryzjerem ale i dostarczycielem piegów, pan Kleks posmutniał. Jako że Adaś był jego najlepszym uczniem, wyznał mu w tajemnicy, że Filip chce aby pan Kleks przyjął do akademii dwóch jego synów. W tym celu Filip powymyślał dla nich nowe imiona zaczynające się na A. Ponadto groził, że w razie odmowy zabierze im wszystkie piegi. Po rozmowie z panem Kleksem, Adaś ruszył do parku. Tam jego oczom ukazał się niezwykły i jednocześnie straszny widok. Otóż w stawie nie było wody. Ryby szamotały się walcząc o życie a żaby i raki całą chmarą maszerowały w inne miejsce. Przewodziła im Królewna Żabka, która oznajmiła, że to pan Kleks zabrał całą wodę i teraz muszą znaleźć jakieś rozwiązanie tej sytuacji. Królewna Żabka chciała zaprowadzić żaby i raki do innej bajki lecz nie miała swojego magicznego kluczyka, którego niegdyś podarowała Adasiowi. Dlatego bardzo prosiła o jego zwrócenie. Adaś od razu się zgodził, lecz nie miał klucza przy sobie, gdyż miał go pan Kleks. Chłopiec wiedział, że trzeba działać bardzo szybko, gdyż trzeba było ratować ryby. Pobiegł poszukać pana Kleksa. Po drodze poinformował innych uczniów o tym co się stało i wysłał ich żeby niezwłocznie zajęli się rybami. Adaś znalazł pana Kleksa w szpitalu chorych sprzętów, gdzie zawieszony na wahadle powtarzał głośno tik-tak-tik-tak. Wytłumaczył Adasiowi, że uczy zegar mówić. Pan Kleks był wyraźnie mniejszy niż zwykle. Był bardzo zdenerwowany. Sam tłumaczył, że wpływa tak na niego sytuacja z Filipem. Ponadto dodał: “płomyki świec zaczęły mnie tak parzyć od pewnego czasu, że dzisiaj musiałem powyrzucać je z kieszeni i zalać wodą ze stawu.” To dlatego w stawie nie było wody. Adaś wytłumaczył mu, że była to bardzo głupia decyzja, która naraziła zwierzęta. Teraz musieli szybko temu zadziałać. Pan Kleks przeszukał spodnie i odnalazł złoty kluczyk. Adaś pobiegł szybko i wręczył go Królewnie Żabce. W podzięce otrzymał malusieńką, jaskrawozieloną Żabkę Podajłapkę. “– Weź ją sobie – rzekła królewna. – Najlepiej ukryj ją we włosach i dawaj jej codziennie jedno ziarnko ryżu.“ Adaś podziękował za prezent i pobiegł w kierunku stawu, gdzie zastał pana Kleksa (znowu wyraźnie mniejszego) i kilkunastu chłopców. Zapakowali ryby do wielkich koszy i zabrali je do bajki o rybaku i rybaczce. Tam wrzucili je do wody, dzięki czemu ryby ocalały. Po udanej akcji ratunkowej wszyscy wrócili do parku. Nagle rozległ się głos Mateusza. Wszyscy spojrzeli w górę a tam wracał na ziemię balonik z okiem pana Kleksa, które powróciło z Księżyca. Ambroży szybko wstawił oko na swoje miejsce i był zachwycony tym co zobaczył. “Historią o księżycowych ludziach zaćmię wszystkie dotychczasowe bajki. Ale na to przyjdzie czas.” Następnie wszyscy udali się na obiad. Po posiłku zgodnie z wcześniejszą obietnicą, pan Kleks sięgnął do księgi najpiękniejszych snów i odczytał wszystkim sen o siedmiu szklankach, jaki niegdyś przyśnił się Adasiowi. Treść snu była następująca. Pan Kleks poprzemieniał w chłopców wszystkie krzesła, stoły, łóżka i wiele innych przedmiotów tak że łącznie było ich ponad stu, po czym dodał, że zabierze ich wszystkich do Chin. Przed akademią stał pociąg zbudowany z pudełek od zapałek a za lokomotywę robił czajnik na wodę, z którego buchała para. Co ciekawe wszyscy uczniowie bez problemu zmieścili się w maleńkich wagonikach. Niestety nadciągnęły chmury i zanosiło się na nawałnicę. Wtedy Adaś pobiegł do budynku i po chwili wrócił z siedmioma szklankami na tacy oraz drabiną. Oparł drabinę o dach akademii i wspiął się na najwyższy szczebel. Wtedy drabina zaczęła się wydłużać i dotarła aż do ciemnej chmury. Wtedy przy pomocy kuchennej łyżki Adaś zebrał całą chmurę do szklanek. W pierwszej wylądował deszcz. W drugiej śnieg. W trzeciej grad. W czwartej grzmot. W piątej błyskawica. W szóstej wiatr. Niebo się rozpogodziło. Adasiowi została ostatnia, siódma szklanka. Adaś zszedł na dół i zobaczył, że wszyscy chłopcy byli zamienieni w widelce. Tylko pan Kleks zachował swoją starą postać. Wykrzykiwał w niebogłosy: “Coś ty narobił! Ukradłeś chmurę. Odtąd już nigdy nie będzie deszczu ani śniegu, ani nawet wiatru. Wszyscy będziemy musieli zginąć od posuchy i upału.“ Rzeczywiście niebo było całkowicie bezchmurne. Przyglądając się mu, Adaś zorientował się, że nieboskłon tworzy ogromny emaliowany czajnik, wielkości całego nieba. Powoli sączył się z niego wrzątek, który parzył niemiłosiernie. Było tak gorąco, że włosy pana Kleksa zaczęły się tlić. Adaś sięgnął po szklankę z wodą i wylał ją na głowę nauczyciela. Wtedy nastąpiła ogromna ulewa. Zaraz potem pochwycił szklankę ze śniegiem i powoli nakładał go na głowę pana Kleksa. Śnieg począł mnożyć się z taką szybkością, że pokrył cały park. Wtedy widelce tak energicznie zaczęły bawić się w śniegu, że nic nie było widać. Adaś postanowił go zdmuchnąć i w tym celu użył szklanki z wiatrem. Po chwili cały śnieg zniknął. Tylko pan Kleks był cały oblepiony jak bałwan i prawie zamarzł. Dlatego Adaś wylał na niego wodę z czajnika. Śnieg natychmiast stopniał a Kleks zaczął rozkwitać, wypuścił pączki i liście po czym pokrył się pierwiosnkami. Zleciały się do niego pszczoły i pogryzły go tak, że jego głowa spuchła jak balon. Dlatego Adaś użył lodu z kolejnej szklanki i obłożył nim głowę pana Ambrożego. Musiał on odczuć ogromną ulgę, gdyż zdjął głowę i rzucił ją w stronę Niezgódki. Po chwili głowa pana Kleksa wylądowała w zaroślach a czajnik tworzący nieboskłon obrócił się zakopconym dnem do góry przez co nastała całkowita ciemność. Adaś przy pomocy błyskawicy z następnej szklanki rozświetlił okolicę i udał się na poszukiwanie głowy pana Kleksa. Gdy ją odnalazł usłyszał, że nauczyciel jest strasznie głodny. Dlatego pan Kleks zjadł zawartość ostatniej szklanki jaką był grzmot. Po chwili rozległ się huk i pan Kleks rozleciał się tysiąc malutkich panów Kleksów. Wtedy Adaś zabrał jednego malutkiego pana Kleksa, wsadził go do siódmej szklanki i schował w szafce w kuchni, gdyż ze wszystkich stron osaczyły ich widelce. Tak oto kończy się sen o siedmiu szklankach, gdyż w tym momencie Adaś obudził się. Rozdział 9. Anatol i Alojzy Był deszczowy wrzesień. Pewnej nocy Adasia obudził hałas. Okazało się, że do bramy dobijał się fryzjer Filip. Był tam ze swoimi synami Anatolem i Alojzym, nowymi uczniami akademii. Dzine było to, że Alojzy był trzymany pod ręce przez ojca i brata. Wszyscy udali się do budynku po czym Adaś pobiegł na górę obudzić pana Kleksa. Ten miał jednak zamknięte drzwi. Dlatego Adaś postanowił, że sam przygotuje jakiś posiłek dla nocnych gości. Udał się do kuchni i przeglądał składniki. Nagle zauważył, że w jednej ze szklanek był malutki, śpiący pan Kleks. Gdy się obudził, natychmiast przyłożył magiczną pompkę i powiększył się do normalnych rozmiarów. Po wszystkim zabronił Adasiowi wspominać komukolwiek o tym co zobaczył. Na wieść o przybyciu gości stwierdził, żeby dać im jeść i że rano z nimi porozmawia po czym poszedł do siebie. Adaś martwił się dziwnym zachowaniem pana Kleksa. Stwierdził, że ostatnio źle się dzieje w akademii. Adaś i jego kolega Anastazy zajęli się gośćmi. Podali im kolacje i zaprowadzili do sypialni. Alojzy przez cały czas spał i był niesiony na rękach Anatola. Rankiem było wielkie poruszenie z powodu przybycia nowych uczniów. Gdy uczniowie wstali do sypialni wkroczył pan Kleks. Nowy uczeń przedstawił się jako Anatol Kukuryk. W łóżku obok spał jego młodszy brat, Alojzy. Pan Kleks przyglądnął mu się z bliska i zadawał mnóstwo pytań na które nie uzyskał odpowiedzi. W końcu oznajmił wszystkim zebranym: “– Popatrzcie, chłopcy. Alojzy nie jest żywym człowiekiem, tylko lalką. Byłem zawsze przeciwny wprowadzaniu lalek do mojej Akademii. Ale teraz już nic nie poradzę. Alojzy został w nocy podstępnie przemycony. Będę miał z nim mnóstwo kłopotów. Muszę go nauczyć czuć, myśleć i mówić. Spróbuję, może mi się uda. Adasiu, weź sobie do pomocy Alfreda i dwóch Antonich i zanieście Alojzego ostrożnie do szpitala chorych sprzętów. Lekcji żadnych dzisiaj nie będzie, gdyż jestem zajęty. Jeśli nie będzie deszczu, możecie pójść z Mateuszem do parku.“ Gdy nauczyciel opuścił salę, chłopcy podbiegli aby przyjrzeć się Alojzemu. Wyglądał jak prawdziwy człowiek a jednak był lalką. Następnie Adaś zaniósł Alojzego do szpitala chorych sprzętów i bardzo się ucieszył na wieść, że pan Kleks chce aby mu pomagał przy pracy. Okazało się, że tylko głowa i ręce Alojzego przypominają ludzkie. Cała reszta była zrobiona z metalu. Po wielu godzinach wsmarowywania jakiejś maści przez Adasia, blachę Alojzego zaczęła pokrywać skóra. Tymczasem pan Kleks odkręcił blachę pokrywającą klatkę piersiową lalki i przez wiele godzin grzebał w środku. Nastała godzina obiadu i Adaś udał się do stołówki a pan Kleks został pracować. Nagle pod koniec obiadu do jadalni wkroczył pan Kleks z Alojzym, który poruszał się samodzielnie, chociaż robił to bardzo niezdarnie. Mówił pierwsze słowa i bardzo powoli zjadł posiłek. W ciągu kolejnego tygodnia Alojzy robił ogromne postępy, zaczął płynnie mówić, zwinnie się poruszać tak że w końcu nie dało się go odróżnić od pozostałych chłopców. Rozdział 10. Historia o księżycowych ludziach Pan Kleks uroczyście ogłosił, że opowie wszystkim o tym co widział na księżycu. Postanowił też zaprosić bohaterów sąsiednich bajek tak aby i oni posłuchali tej historii. W tym celu powiększył salę szkolną, aby wszyscy mogli się w niej pomieścić. Ogłosił wielkie przygotowania i każdy z uczniów dostał jakieś zadanie. Rolą pana Kleksa było przygotowanie posiłków dla wszystkich gości. Nastał wielki ruch i wszyscy skwapliwie sprzątali Akademię i czynili niezbędne przygotowania do uroczystości. Niestety okazało się, że ktoś nieustannie im w tym przeszkadzał. A to wylał atrament na podłogę, a to poprzecinał poduszki tak że wyleciało z nich całe pierze. Nagle na gorącym uczynku przyłapano Alojzego, nowego ucznia a właściwie lalkę. Właśnie przecinał kable elektryczne. Najciekawsze jest to, że w ogóle nie przejmował się tym, że go przyłapano. Otwarcie stwierdził, że wszystkich nienawidzi i będzie im przeszkadzał jak tylko może. Adaś i Artur opowiedzieli o tym panu Kleksowi. Ten niestety przyznał, że nie jest w stanie nic zrobić, gdyż nie wie jak dokładnie jest skonstruowany Alojzy. Wiedział to tylko pan Filip i prawdopodobnie celowo tak go zaprogramował. Pan Kleks oświadczył, że muszą jakoś z tym żyć i mieć nadzieję, że Alojzy sam z siebie zmieni zachowanie. Trzeba też dodać, że Alojzy był najmądrzejszy w całej akademii. Bez problemu pochłaniał wszelką wiedzę. Nauczył się nawet języka chińskiego. Adaś postanowł odciągnąć uwagę Alojzego i poszedł z nim do parku na szczygły. Tam przyczaili się w krzakach i rozmawiali. Alojzy w końcu zasnął z nudów a Adaś powrócił sam do akademii, która lśniła i była gotowa na uroczystość. Chłopcy zjedli kolację i poszli spać. Nikt nie przejął się tym, że Alojzy nie wrócił, gdyż z powodu swego zachowania nie był on lubiany. Ponadto Alojzy nie odczuwał chłodu, gdyż był lalką, więc spokojnie mógł spać na zewnątrz. Następnego dnia około 10 przybyło mnóstwo gości z sąsiednich bajek. Była kaczka dziwaczka, krasnoludki, koziołek matołek, kot w butach i wiele innych postaci. Wszyscy wygodnie rozsiedli się w powiększonej sali szkolnej a pan Kleks przystąpił do opowiadania historii o księżycowych ludziach. Na księżycu mieszkali Lunnowie. Nie posiadali oni ciała ani kości. Przypominali raczej obłoki i dlatego mogli przybierać najrozmaitsze kształty. Tylko czas wolny od pracy spędzali w szklanych naczyniach dzięki czemu mogli się odróżnić, gdyż każde naczynie miało inny kształt. Mieszkali oni w podziemiach, gdyż na powierzchni księżyca było bardzo zimno. Władcą Lunnów był groźny i niebezpieczny król Niesfor, który zamieszkiwał Wielką Srebrną Górę. Wyróżniał się tym, że jako jedyny utracił przezroczystość i ukształtował swe ciało bez potrzeby uciekania się do szklanego naczynia. Niesfor z wyglądu przypominał człowieka z tą różnicą, że głowa jego posiadała formę gładkiej kuli. “Pewnego dnia król Niesfor przełamał obyczaje swojego ludu i wyszedł na powierzchnię Srebrnej Góry. Wtedy właśnie stała się rzecz, której nikt nie był w stanie przewidzieć…” W tym miejscu pan Kleks przerwał opwieść, gdyż dobiegł ich straszny hałas z parku. Nagle do sali wkroczył wściekły Alojzy. Wykrzykiwał w niebogłosy, że nie będą sobie opowiadali bajeczek i kijem przepędził wszystkich gości. Podszedł do stołu z jedzeniem i wszystko poprzewracał. Po chwili sala była pusta. Pan Kleks patrzył nerwowo a uczniowie czekali pod ścianą w przerażeniu. “Alojzy z miną pełną zadowolenia rozsiadł się w fotelu na wprost pana Kleksa i wyzywająco gwizdał.“ W końcu pan Kleks się ocknął i oznajmił, że szkoda że nie mógł opowiedzieć bajki do końca. Następnie zaprosił uczniów na obiad i wyszedł nie zwracając na Alojzego uwagi. Rozdział 11. Sekrety pana Kleksa Mijał czas i uczniowie doszli do wniosku, że panu Kleksowi zepsuła się pompka powiększająca. Jak już wiadomo, codziennie po trochę się kurczył, lecz tym razem był już nawet niższy od najniższego ucznia w akademii. Ponadto był tak roztargniony, że zapominał łykać tabletki na porost włosów, przez co prawie całkowicie wyłysiał i stracił zarost. Źle działo się też w całej akademii. Budynek, łóżka i sprzęty powoli się kurczyły. Nawet niegdyś bujny park się przerzedził i nie wyglądał już tak wspaniale. W Wigilię Bożego Narodzenia pan Kleks ogłosił, że wszystko ma swój koniec i otaczające ich zmiany po prostu zwiastują zbliżający się koniec bajki. “Ot, po prostu i zwyczajnie bajka o mojej Akademii dobiega końca. Bądźcie przygotowani na to, że Akademia ta w ogóle przestanie istnieć, a i ze mnie prawie nic nie pozostanie. Przykro mi będzie rozstać się z wami. Spędziliśmy wspólnie cały rok, było nam wesoło i przyjemnie, ale przecież wszystko musi mieć swój koniec.” Następnie dodał, żeby się rozchmurzyli. Po zakończeniu roku w akademii będą mogli powrócić do rodzinnych domów. Pan Kleks zabrał uczniów na drugie piętro i weszli do sali która zawsze była zamknięta na klucz. Stała tam ogromna i rozświetlona choinka. Następnie przeszli do sali chorych sprzętów, która już nie przypominała szpitala. Wszystkie przedmioty lśniły i były wyleczone. Tam wspólnie zjedli Wigilię po czym przeszli do wręczania prezentów. Gdy przyszła kolej wręczenia prezentu Alojzemu, wszyscy zorientowali się, że go nie ma. Pan Kleks zastanawiał się, gdzie on mógł się podziać. Anatol oznajmił, że Alojzy planował iść do sekretów pana Kleksa. Ten próbował go od tego pomysłu odżegnać, lecz najwyraźniej mu się nie udało. Pan Ambroży natychmiast wyleciał przez okno. Chłopcy czekali w sali na rozwój wypadków. Nagle pojawił się Alojzy. Był cały umorusany w sadzy a w rękach trzymał szkatułkę z sekretami pana Kleksa. Otworzył ją. Była wypełniona porcelanowymi tabliczkami, na których w języku chińskim widniały jakieś teksty. Alojzy już miał zamiar je odczytać, lecz w oknie pojawił się pan Kleks. Wtedy lalka szybko zrzuciła tabliczki na podłogę i zgniotła je butem tak żeby już nikt nigdy nie mógł ich odczytać. W ten sposób zniszczył on sekrety pana Kleksa. Wtedy miarka się przebrała. Pan Ambroży przyłożył sobie pompkę powiększającą i wrócił do normalnych rozmiarów. Alojzy znieruchomiał a Kleks podszedł do niego i ze spokojem zaczął rozkręcać Alojzego na części pierwsze. Najpierw odkręcił kończyny, potem głowię i w końcu porozkręcał wszystkie części tłowia, które umieścił w walizce. Wszyscy odetchnęli z ulgą. W końcu pozbyli się problemu. Pan Kleks oznajmił: “Na tych porcelanowych tabliczkach, które podepał i potłukł, wypisana była cała wiedza, którą przekazał mi doktor Paj–Chi–Wo.” Odtąd wszystkie jego magiczne moce nie będą działały. Wtedy do sali wkroczył Filip. Gdy zobaczył, że jego lalka, efekt 12 lat pracy, została rozebrana na części, wściekł się i oznajmił że się zemści. Podszedł do choinki i przy pomocy brzytwy odcinał płomyki świec, które wcześniej rozświetlały salę. Po chwili nastała całkowita ciemność. Adaś w trwodze uciekł na zewnątrz gdzie była noc i padał śnieg. Anastazy otworzył bramę a Adaś jak przez sen zobaczył cienie swoich kolegów opuszczających akademię. Rozdział 12. Pożegnanie z bajką Stojąc na zewnątrz Adaś zobaczył jak akademia zaczyna się zmniejszać. Chłopiec był bardzo zmęczony ogarniała go senność. Gdy akademia była już wielkości szafy, Adaś zauważył wychodzącą z niej niewielką postać pana Kleksa. Powieki chłopca kleiły się niemiłosiernie. Nie mógł już wytrzymać i w końcu zasnął. Gdy się obudził zobaczył że jest w jakimś pokoju. Jak pisał Adaś Niezgódka w pamiętniku: “Gmach Akademii przemienił się w klatkę, w której siedział zamyślony Mateusz. W miejscu gdzie przypadał park, leżał piękny zielony dywan, haftowany w drzewa, krzaki i kwiaty. Tam, gdzie był mur, stała biblioteka, a furtki w murze zamieniły się w grzbiety książek, na których wyciśnięte były złotymi literami ich tytuły. Znajdowały się tam wszystkie bajki pana Andersena i braci Grimm,“ Adaś siedział na tapczanie a u jego stóp stał malutki pan Kleks, który oznajmił: “Bądź zdrów, Adasiu, musimy się pożegnać. Jesteś miłym i dzielnym chłopcem. Życzę ci powodzenia w życiu. Kto wie, może spotkamy się jeszcze w jakiejś innej bajce.” Wtedy zmniejszył się jeszcze bardziej a w końcu zamienił się w guzik. Ten sam magiczny guzik z czapki bogdychanów, którą niegdyś otrzymał Mateusz od doktora Paj-Chi-Wo. Wtedy Mateusz podleciał do guzika i go pociągnął. Po chwili zamienił się w człowieka. Przed Adasiem stanął 40 letni mężczyzna przyprószony siwizną. Adaś skłonił się przed nim uważając go za księcia i następcę tronu. Mężczyzna odparł: “– Kochany chłopcze! Nie jestem żadnym księciem. Po prostu opowiedziałem ci bajkę, a tyś uwierzył w jej prawdziwość. Historia o królu wilków była przeze mnie zmyślona.“ Wszystko było zmyślone. Nawet doktor Paj-Chi-Wo i pan Kleks. “– Kim więc jesteś, Mateuszu? Co to wszystko ma znaczyć?! – zawołałem gubiąc się już zupełnie. – Jestem autorem historii o panu Kleksie – odparł szpakowaty pan. – Napisałem tę opowieść, gdyż ogromnie lubię opowieści fantastyczne i pisząc je, sam bawię się znakomicie. Z tymi słowy wziął ze stołu otwartą książkę, która tam leżała, zamknął ją i wstawił do biblioteki obok innych bajek. Na grzbiecie tej książki widniał napis: Akademia pana Kleksa“ 7. FABRYKA DZIUR I DZIUREK Miałem zamiar opisać dokładnie przebieg jednego dnia w Akademii pana Kleksa. Opowiedziałem więc wszystko, co się dzieje od chwili naszego przebudzenia aż do południa. Opisałem lekcję kleksografii, przędzenia liter, odmalowałem kuchnię pana Kleksa, opowiedziałem o poszukiwaniu skarbów i o moich przygodach w psim raju. Od wielu dni spędzam cały wolny czas nad tym pamiętnikiem, a mimo to dobrnąłem dopiero do momentu, gdy o godzinie czwartej pan Kleks kazał wszystkim nam zebrać się przy bramie i rzekł: – Zaprowadzę was dzisiaj na zwiedzenie najciekawszej fabryki na świecie. Ujrzycie najwspanialsze urządzenia i maszyny, przy których pracuje dwanaście tysięcy majstrów i robotników. Mój przyjaciel, inżynier Kopeć, jest kierownikiem tej fabryki i obiecał oprowadzić nas po wszystkich halach fabrycznych, abyśmy mogli przyjrzeć się pracy ludzi i maszyn. Będzie to bardzo pouczająca wycieczka. Proszę ustawić się w czwórki. Idziemy. Anastazy otworzył bramę i ruszyliśmy w kierunku śródmieścia. Na placu Czterech Wiatrów wsiedliśmy do tramwaju, który miał zawieść nas do fabryki. Ponieważ dla wszystkich nie wystarczyło miejsca, pan Kleks przy pomocy swojej powiększającej pompki rozszerzył tramwaj o sześć brakujących siedzeń, dzięki czemu jechaliśmy bardzo wygodnie. Droga początkowo prowadziła przez miasto, po pewnym zaś czasie wydostaliśmy się na brzeg rzeki i niebawem wjechaliśmy na samogrający most. Jak nam objaśnił pan Kleks, ciężar tramwaju wprawił w ruch maszynerię mostu, dzięki czemu z ukrytych w nim trąbek popłynęły dźwięki marsza ołowianych żołnierzy. Po drugiej stronie rzeki rozrzucone było malownicze, schludne miasteczko. Były to domki robotników zatrudnionych w fabryce. Sama fabryka ukazała się naszym oczom za zakrętem, gdzie znajdował się końcowy przystanek tramwajowy. Od tego miejsca prowadziły do fabryki ruchome chodniki. Czuliśmy się na nich zupełnie jak w lunaparku, gdyż nieprzywykli do takiego środka komunikacji, nie mogliśmy utrzymać równowagi i wywracaliśmy się co chwila na ziemię. Przeciwległym chodnikiem zbliżał się na nasze spotkanie inżynier Kopeć. Był to wysoki, chudy, siwy pan z rozwianym włosem i kozią bródką. Stał na cienkich, długich nogach i wymachiwał cienkimi, długimi rękami. Przypominał mi bardzo stracha na wróble w podeszłym wieku. Jednym susem przeskoczył na nasz chodnik, objął serdecznie pana Kleksa i pocałował go w obydwa policzki. – Pozwolisz, kochany Bogumile, że ci zaprezentuję moich uczniów. Jest ich dwudziestu czterech – rzekł pan Kleks. – Aga, ak! – rozległ się głos Mateusza z tylnej kieszeni pana Kleksa. – A to jest mój ulubiony szpak Mateusz – dodał pan Kleks wyjmując go z kieszeni. Pan Bogumił Kopeć przyjrzał się nam uważnie, pogłaskał Mateusza i rzekł bawiąc się końcem swojej bródki: – Wielki to dla mnie zaszczyt powitać cię, mój Ambroży. Bardzo też chętnie oprowadzę twych uczniów po mojej fabryce dziur i dziurek. Tylko pamiętajcie, chłopcy – zwrócił się do nas – w fabryce nie wolno niczego dotykać. Po tych słowach owinął lewą nogę dookoła prawej, palce obu rąk pozaplatał jak dwa warkoczyki i płynął na czele naszej gromadki na ruchomym chodniku w kierunku fabryki, do której przybliżaliśmy się z zawrotną szybkością. Fabryka składała się z dwunastu olbrzymich budynków o przezroczystych murach i oszklonych dachach. Z daleka już można było rozpoznać potężne koła maszyn, których stukot donośnym echem rozlegał się po całej okolicy. Gdy weszliśmy do pierwszej hali, o mało nas nie oślepiły snopy różnokolorowych iskier, tryskających z pasów transmisyjnych, elektrycznych świdrów i tokarek. Maszyny stały długimi szeregami w kilka rzędów, inne zawieszone były na linach i dźwigach, przy wszystkich zaś uwijały się tłumy robotników ubranych w skórzane fartuchy i hełmy o czarnych szkłach. Praca wrzała, a łoskot maszyn i narzędzi zagłuszał słowa inżyniera Kopcia, który tłumaczył coś i objaśniał piskliwym głosem. Zdołałem dosłyszeć jedynie tyle, że w hali tej wyrabiane są dziurki od kluczy, dziurki w nosie i dziurki w uszach, jak również inne jeszcze dziurki mniejszego kalibru. Przyglądaliśmy się z ogromnym zainteresowaniem pracy maszyny i podziwialiśmy niezwykłą wprawę tokarzy, którzy za jednym obrotem koła otrzymywali dziesięć do dwunastu prześlicznie wykończonych dziurek. Gotowe wyroby wrzucali do małych wagoników, a po napełnieniu chwytały je specjalne ruchome dźwigi i przenosiły do składu w sąsiednim gmachu. Pan Kleks zbliżył się do jednego z wagoników, wyjął z nosa obie zużyte swoje dziurki, wybrał sobie dwie nowe, dopiero co utoczone, i włożył je do nosa na miejsce starych. Wyglądały ślicznie, połyskiwały polerowanymi brzegami i widzieliśmy, z jaką przyjemnością pan Kleks raz po raz wyciera nos. Pamiętając o zakazie inżyniera Kopcia musieliśmy nieustannie pilnować Alfreda, gdyż miał ogromną skłonność do dłubania w nosie i co chwila odruchowo wyciągał palec, aby podłubać nim w dziurkach obrabianych przez tokarzy. W następnych halach fabrycznych wyrabiane były dziury i dziurki większych rozmiarów, a więc dziury na łokciach, dziury w moście, a nawet dziury w niebie. Te ostatnie były szczególnie duże i maszyny, na których je toczono, wystawały wysoko ponad dach fabryki, a robotnicy pracujący przy nich musieli. wspinać się po olbrzymich rusztowaniach. Dziury na łokciach i na kolanach miały prześlicznie strzępione brzegi i wymagały szczególnej staranności robotników. Pan Kopeć pokazał nam różne pomysłowe rysunki i wzory, podług których młodzi inżynierowie wycinali formy służące do wyrobu tych dziur. W jednym z pawilonów fabrycznych mieściła się sortownia, gdzie mnóstwo doświadczonych majstrów zajętych było kontrolą, pomiarami i sprawdzaniem gotowych już dziur i dziurek. Popękane, źle wypolerowane, wygięte i uszkodzone dziurki wrzucano do dużych kotłów, gdzie przetapiano je ponownie. W ostatniej hali mieściła się pakownia. Tam specjalne robotnice ważyły dziury i dziurki na dużych wagach i pakowały je do pięcio- i dziesięciokilowych skrzynek. Inżynier Kopeć podarował nam dwie skrzynki dziurek do obwarzanków. Po powrocie do Akademii pan Kleks upiekł dużo słodkiego waniliowego ciasta i z dziurek tych narobił dla nas mnóstwo znakomitych obwarzanków, którymi zajadaliśmy się przez cały wieczór. Byliśmy wszyscy zachwyceni urządzeniem fabryki, nie mogliśmy wprost oderwać oczu od elektrycznych świdrów rozpalonych do czerwoności, od tokarek i wszelkiego rodzaju narzędzi, których nazw nie znaliśmy wcale. Gdy opuściliśmy fabrykę, było już prawie ciemno. Z oddali widzieliśmy przez szklane mury fontanny iskier niebieskich, zielonych i czerwonych, które oświetlały całą okolicę jak fajerwerki. – Z tych iskier można by przyrządzać doskonałe kolorowe potrawy – zauważył pan Kleks. Inżynier Kopeć towarzyszył nam aż do przystanku tramwajowego, opowiadając przeróżne historie ze swego życia. Okazało się, że w chwilach wolnych od zajęć w fabryce inżynier występuje w cyrku jako linoskoczek, aby nie wyjść z wprawy w owijaniu jednej nogi dookoła drugiej. Gdy znaleźliśmy się przy końcu ruchomego chodnika, tramwaj stał już na przystanku i cierpliwie czekał. Był to wóz wyleczony swego czasu przez pana Kleksa, dlatego na nasz widok zazgrzytał z radości kołami i nie chciał bez nas ruszyć z miejsca. Inżynier Kopeć pożegnał się z nami bardzo serdecznie, niektórych z nas połaskotał swoją kozią bródką, po czym chwilę jeszcze rozmawiał z panem Kleksem w jakimś nieznanym języku, zdaje się, że po chińsku, gdyż jedyny wyraz, który zrozumiałem, było to nazwisko doktora Paj-Chi-Wo. Wreszcie wsiedliśmy do tramwaju, który niezwłocznie ruszył. Pan Kleks, pragnąc uniknąć ścisku, pozostał na zewnątrz i szybował obok w powietrzu. Przez jakiś czas jeszcze widzieliśmy stojącego na przystanku inżyniera Kopcia. Pozaplatał palce obu rąk w warkoczyki i machał nimi z daleka na pożegnanie. W ciemnościach wieczoru, na tle łuny bijącej od fabryki, długa jego postać sięgała aż pod samo niebo. Dopiero gdy tramwaj skręcił w ulicę Niezapominajek, straciliśmy inżyniera Kopcia z oczu. Niebawem wjechaliśmy na samogrający most, który tym razem odegrał na trąbkach marsz muchomorów. Pan Kleks, chcąc widocznie wypróbować swoje nowe dziurki w nosie, wtórował mostowi nucąc melodię przez nos. Gdy dojechaliśmy do placu Czterech Wiatrów, było już zupełnie ciemno, dlatego też pan Kleks rozdał nam płomyki świec, które przechowywał w kieszonce od kamizelki, i w ten sposób dotarliśmy wreszcie późnym wieczorem do naszej Akademii. W domu czekała nas przykra niespodzianka. Wszystkie pokoje, sale, pomieszczenia i przejścia opanowane były przez muchy. Nieznośne te owady, korzystając z nieobecności domowników, wdarły się przez otwarte okna do wnętrza domu, obsiadły wszystkie przedmioty i sprzęty, niezliczonymi rojami unosiły się i brzęczały w powietrzu i z całą właściwą im natarczywością rzuciły się na nas. Wdzierały się do ust i nosów, wpadały do oczu, kotłowały się we włosach, kłębiły się czarnym rojowiskiem pod sufitami, w kątach, na piecach i pod stołami. Na to, by przejść z pokoju do pokoju, trzeba było zamykać oczy, wstrzymywać oddech i opędzać się od nich obiema rękami. Nigdy dotąd nie widywałem takiego najścia much. Leciały w bojowym szyku, jak wielkie eskadry samolotów, formowały się w klucze, w czworoboki, w pułki i nacierały z brzękiem przypominającym odgłos wojennych trąb. Wodzowie wyróżniali się rozmiarami skrzydeł, wojowniczością i odwagą. Bolesne ukłucia, zadawane mi przez tę kąśliwą nawałę, wskazywały na to, że walka prowadzona jest na śmierć i życie. W pewnej chwili do pokoju, przez który usiłowałem przebiec, wleciała z głośnym brzękiem królowa much, szybkim bzyknięciem wydała kilka krótkich rozkazów swoim wodzom, wbiła mi żądło w nos i pomknęła na inne pole walki. Światło lamp nie mogło przedrzeć się przez tę czarną, wirującą w powietrzu chmurę. Chodziliśmy po omacku, depcząc i zabijając całe chmary obsiadających nas zewsząd much, ale wcale ich przez to nie ubywało. Nie pomogło również wymachiwanie chustkami i ręcznikami. Na miejsce zabitych much pojawiały się nowe i nacierały na nas z większym jeszcze natręctwem. Pan Kleks, który dotąd – fruwając po pokojach – prowadził z muchami zaciętą walkę, opadł wreszcie z sił, założył nogę na nogę i wisząc w powietrzu, zamyślał się głęboko. Muchy w jednej chwili obsiadły go w takiej ilości, że nie było go wcale spoza nich widać. Wreszcie pan Kleks stracił cierpliwość. Wypłynął szybko przez okno i po paru minutach wrócił niosąc w palcach pająka – krzyżaka. Przyłożył doń powiększającą pompkę i pająk szybko zaczął się powiększać. Gdy był już wielkości kota, pan Kleks wzbił się wraz z nim w górę i umieścił go na suficie. Niebawem ujrzeliśmy mnóstwo nitek zwieszających się z sufitu aż do podłogi, a po kwadransie olbrzymia pajęczyna przedzieliła pokój na dwie części. Setki i tysiące much, całe ich zgiełkliwe roje wpadały w nastawione sieci, ale nic nie było w stanie osłabić ich waleczności i bojowego ducha. Pająk rzucał się żarłocznie na złowione w pajęczynę muchy, pożerał ich szturmujące oddziały, wysysał z nich wszystkie soki, miażdżył je i tratował wielkimi włochatymi łapami, ale po krótkim czasie tak już się nimi nasycił, że działanie powiększającej pompki ustało. Pająk zaczął się zmniejszać, wrócił do swej normalnej wielkości, zmniejszyła się również jego pajęczyna i muchy w jedno okamgnienie rozszarpały go na strzępy, mszcząc się w ten sposób za klęskę swych towarzyszek. Królowa much uniosła z sobą jako trofeum krzyż, zdarty niby skalp z pleców pająka. Wówczas pan Kleks przywołał nas do siebie i oznajmił, że właśnie przed chwilą wymyślił specjalny rodzaj muchołapki, która uwolni naszą Akademię od plagi much. Po chwili przyniósł do sali szkolnej miednicę z wodą, paczkę gumy arabskiej, mydło i szklaną rurkę. Podczas gdy my opędzaliśmy go od much, pan Kleks rozrobił w miednicy klej razem z mydłem i za pomocą szklanej rurki zaczął wypuszczać bańki mydlane, które jedna po drugiej unosiły się w powietrze. Zastosowanie tych muchołapek dało nadzwyczajne wyniki. Muchy oblepiały ze wszystkich stron kleistą powierzchnię baniek i nie mogąc się już oderwać, razem z nimi opadały na podłogę. Pan Kleks nie ustawał w pracy. Wypuszczał coraz to nowe bańki, my zaś pochwyciliśmy miotły i żwawo wymiataliśmy stosy czarnych od much muchołapek. Niebawem wszystkie pokoje, sale, pomieszczenia i korytarze zapełniły się mydlanymi bańkami pana Kleksa. Muchy rzucały się na ich tęczową, zdradliwą powierzchnię i chmarami przylepiały się do nich. Żadnej nie udało się uniknąć tego żałosnego losu. Pan Kleks dmuchał w rurkę bez przerwy i po godzinie w całej Akademii nie było już ani jednej muchy, tylko kilkanaście prześlicznie mieniących się baniek tu i ówdzie unosiło się jeszcze nad naszymi głowami. Wymiecione przez nas muchy poukładaliśmy na dziedzińcu w wysokie sterty i dopiero nazajutrz rano trzy ogromne ciężarówki, przysłane z Zakładu Oczyszczania Miasta, uprzątnęły to obrzydliwe cmentarzysko. Tak zakończyła się wojna pana Kleksa z muchami. W tym wszystkim jedna rzecz wprawiła nas w zdumienie: gdy znaczna część much była już wytępiona, spoza ich czarnych rojów wyłoniła się postać fryzjera Filipa, który spał na otomanie w gabinecie pana Kleksa. Początkowo nie zauważyliśmy go zupełnie, tak był oblepiony przez muchy, kiedy jednak wreszcie dostrzegł go któryś z chłopców, nie mogliśmy wyjść z podziwu, że najście much, które go szczelnie obsiadły, nie zdołało zakłócić jego snu. Jedynie głośne, przerywane chrapanie pozwalało się domyślać, że nie był to sen przyjemny ani błogi. Po wytępieniu much pan Kleks obudził Filipa, kazał nam wyjść z gabinetu, zamknął drzwi na klucz i odbył z Filipem długą, tajemniczą rozmowę. Gdy po pewnym czasie drzwi otworzyły się, Filip wyszedł bardzo wzburzony i oświadczył panu Kleksowi podniesionym głosem: – Od dzisiaj proszę sobie znaleźć innego fryzjera. Nie będę więcej strzygł ani pana, ani pańskich uczniów. Dosyć mam już wyczekiwania i obietnic. Przyprowadzę go w tym tygodniu. I to nieodwołalnie. Dla niego miała być ta Akademia, a nie dla tej całej pańskiej hałastry! Żegnam pana, panie Kleks. I nie zwracając na nas uwagi, wyszedł z Akademii, trzaskając po drodze wszystkimi drzwiami. Po chwili doleciał nas z parku jego przeraźliwy śmiech. W świetle księżyca widzieliśmy przez okno, jak przesadził bramę i pobiegł ulicą Czekoladową w kierunku miasta. Późną nocą zasiedliśmy do kolacji. Pan Kleks przez cały czas nad czymś rozmyślał i był tak roztargniony, że kalafiory, które dla nas przyrządził, miały czarny kolor i smakiem przypominały pieczone jabłka. Po kolacji pan Kleks wezwał do siebie dwóch Andrzejów i kazał im zanieść do naszej sypialni dwa łóżka i pościel, gdyż jak oznajmił, spodziewa się w każdej chwili dwóch nowych uczniów. Gdy Andrzeje wykonali to polecenie, udaliśmy się do sypialni i pogrążyliśmy się niebawem w głębokim śnie. Na tym kończy się opis jednego dnia, spędzonego przeze mnie w Akademii pana Kleksa. > Pages: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 cena: od: 6,48 zł do: 13,42 zł Opis Dostawa i płatność Opinie Opis Wydanie Akademii Pana Kleksa kompletne bez skrótów i cięć w treści. W tym wydaniu znajdziesz odpowiedzi na pytania z podręcznika - „pewniak na teście”, czyli wskazanie zagadnień, które zwykle pojawiają się w pytaniach z danej lektury we wszelkich testach sprawdzających wiedzę, a także w podręcznikach i na klasówkach. Zawiera bardzo szczegółowe streszczenie oraz drugie skrócone, ułatwiające szybkie przygotowanie się przed lekcją. Opracowanie zawiera plan wydarzeń, wnikliwie wyjaśnioną problematykę oraz szerokie charakterystyki Pana Kleksa Jana Brzechwy to niezwykła opowieść o, wydawałoby się, całkiem zwykłym chłopcu. Adasiowi Niezgódce wszystko wypada z rąk, nic się nie udaje, wciąż są z nim problemy, dlatego rodzice postanawiają wysłać go do Akademii Pana Kleksa. W tej tajemniczej szkole uczy nieprzeciętny Pan Kleks, którego pedagogiczne metody bardzo różnią się od tych spotykanych w zwykłej nauce w Akademii Adaś odkrywa w sobie talenty i umiejętności, o które się nie podejrzewał. Adaś wraz z kolegami przeżywa fantastyczne przygody! Pan Kleks zaś przede wszystkim chce nauczyć swoich podopiecznych samodzielnego myślenia i to doskonale mu wydanie z pełnym opracowaniem, dzięki któremu lektura będzie prostsza i bardziej przyjemna! Dostawa i płatność DOSTAWA Zamów do godziny 10:00, a Twoje zamówienie wyślemy najpóźniej w kolejnym dniu roboczym. W przypadku książki nowej termin ten może się wydłużyć o 2 dni robocze. FORMY DOSTAWY Paczkomat InPost 14,99 zł Kurier24 InPost 13,99 zł Kurier za pobraniem 23,99 zł Orlen Paczka 10,99 zł Kurier48 Poczta Polska odbiór w punkcie 10,28 zł Kurier48 Poczta Polska 10,66 zł Odbiór osobisty Lubień 0,00 zł Darmowa dostawa przy zamówieniu od 200 zł. FORMY PŁATNOŚCI online – szybkie transfery online - PayPal (należy wpisać e-mail odbiorcy: [email protected]) przelew tradycyjny płatność przy odbiorze gotówką lub kartą Opinie Nie dodano jeszcze żadnej opinii. Musisz być zalogowanym użytkownikiem, aby dodawać opinie o produktach. ZALOGUJ SIĘ -8% Uwagi: Obwoluta/Oprawa: zabrudzona, ze śladami zgięć, wytarta Brzegi stron: zakurzone, zabrudzone Grzbiet: naderwany Rogi: rozdwojone, zagięte Inne: dedykacja, podpis poprzedniego właściciela TIN: T03392420 Rok wydania: 2017 Rodzaj okładki: Miękka 7,00 zł 6,48 zł -33% Rok wydania: 2017 Rodzaj okładki: Inna EAN: 9788375174472 19,89 zł 13,42 zł Inne tego autora Inne tego wydawnictwa »» ZDALNE NAUCZANIE. U nas znajdziesz i opublikujesz scenariusze «« Numer: 32875Przesłano: 2016-12-191. Podaj imię i nazwisko autora książki pt. "Akademia pana Kleksa".2. Kim był Mateusz, zanim został szpakiem?3. W co przemienia się pan Kleks na końcu książki?4. Kto opowiada o wydarzeniach i w której osobie?5. Przez kogo budzeni są uczniowie w Akademii?6. Gdzie Adaś doleciał pewnego dnia?7. Do jakiej fabryki zabrał swoich uczniów pan Kleks?8. Co wysłał pan Kleks na księżyc?9. Gdzie były zapisywane sny uczniów?10. Komu śnił się sen o siedmiu szklankach?11. Z czego pan Kleks przygotowywał potrawy?12. Czy pan Kleks potrafił zmieniać swoją wielkość?

10 pytań do lektury akademia pana kleksa